sobota, 7 listopada 2009

start listopadowy: MLB elektrrrycznie ('Jest elektryczny, proszę' z tomu 'Sofostrofa i inne wiersze')


a 
Jest elektryczny, proszę 

Jest elektryczny O’Hara, proszę pani, na korbkę.
To dobrze, będzie w teatrze pasował do kandelabrów.

Język, w którym nie ma „jest” jest
taki, że go prawie nie ma. Nawet wieczór, który zapada, jest

zapadający.





linki polecane: http://mlb.free.art.pl/, http://www.literackie.pl/autor.asp?idautora=43&lang=, http://biuroliterackie.pl/przystan/przystan.php?site=100&kto=biedrzycki, http://poewiki.org/index.php/Strona_osobista:Mi%C5%82osz_Biedrzycki, http://majeran.free.art.pl/index.php?site=201000

czwartek, 29 października 2009

A z racji zbliżającego się milowymi krokami 1. listopada - 'XVI.' E. Tkaczyszyna-Dyckiego z 'Piosenki o zależnościach i uzależnieniach'. NEKRO!

a

XVI.


musisz się z tym pogodzić musisz i to
udźwignąć że się pomału wynosimy
przeczytaj chociażby nekrolog Rafała
Beszczyńskiego ("Teraz z aniołami

kajtować przez bezkresne niebo
będziesz") musisz się z tym
uporać że nie daje się stąd niczego
zabrać zwłaszcza książek

nie oddalaj się ode mnie napisz koniecznie
i bezzwłocznie długi list po powrocie
do ukochanych Wielkich Oczu wybacz mój drogi
lecz współczesna poezja polska to nekrologi



linki polecane: http://biuroliterackie.pl/przystan/przystan.php?site=100&kto=tkaczyszyn-dycki, http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/os_tkaczyszyn_dycki_eugeniusz

Jazda taksówką w system-system przeciążony. 'Ballada' z tomu 'Taxi' Andrzeja Sosnowskiego (verte: dobry Sosnowski nigdy nie jest zły!)

a

Ballada


Za dużo snu w systemie, system przeciążony.
Tak żyć. Można żyć. Dobry świat. Głęboki.
Kotek w przestronnym worku płynący Wisłą do Gdańska.
Nasłuch, odsłuch, oddźwięk, potem - zacichanie. Sasanka?
Perliczka. Czas? Beautiful outlow. Płuca, krtań,
jeśli krzątać się przy temperaturze,
przy słupku rtęci, jak nagrzane pnącze.
Słowiczku, what-ho? Trzeba bufać.
I'm sick at the heart and I fain would lie down.




linki polecane: http://www.biuroliterackie.pl/przystan/przystan.php?site=100&kto=sosnowski, http://niedoczytania.pl/?tag=andrzej-sosnowski

wtorek, 27 października 2009

...tropem nowego Majzla: 'zachodzący w ciszy. wschodzący w milczeniu' z 'Doby hotelowej'. bon apetite!

a

zachodzący w ciszy. wschodzący w milczeniu

check out!
wynocha bracie.
zabieraj kości i won.

tam przecież hiacynt w oku. zaćma albo krótkowzroczność.
dzikie plamy w polu widzenia.
błysk i huk. nagła jasność która stopiła oczy.

sto tysięcy dioptrii
obrócone w kamień.

zabieraj tę opowieść i zmiataj.
zacinaj się. jąkaj. zaszyj się w durny kąt.
nie rozmawiaj pod żadnym pozorem. z nikim.
rozmowa jest pokiereszowana i tak już zostanie.
ktokolwiek przepłynie. ktokolwiek dręczyć będzie
kogoś ciepłem lasów. miłością albo łkaniem.
nie kładź słów na stół. zbieraj je sumiennie
pod kamieniem wewnątrz starego jeziora.
niech wypłyną na powierzchnię już po nas.

nie widzę! macam lecz przelewa się
przez palce. coś obok siebie. inna dłoń
w dłoń ociera się o drugą stronę monady.
u progu jakieś ciało. jest jak w raju.
jest bosko. bo nie ma już szans.

idę po omacku taranując mocarstwo.

moje piękne ciało zbudowane jest z liści.
które opadając trafiają na fale.

chciałbym przepłynąć to miasto nieobecną łodzią.



linki polecane: http://biuroliterackie.pl/przystan/czytaj.php?site=2e0&co=txt_2243

dddziś: 'Ilustracja do Apokalipsy. Gwasz, pastel', czyli wyjątek z 'Lacrimosy' (tanatologiczno-poetyckiej wędrówki po rzeczywistości) Radosława Kobierskiego. Całość godna polecenia orazzz...

a

Ilustracja do Apokalipsy. Gwasz, pastel

Tutaj noc a po tamtej stronie jest dzień,
Ruch na ulicach, telefony, wymiana towaru
Za pieniądz. Trzecia część nocy,

Umywalka pełna rdzawej wody, (obrazy
Zbyt dosłowne). I tafle wód leżą jak lustra.
Przez otwarte usta wchodzi demon,

Ciągnie za sobą siedem następnych.
I są litanie rzeczy, pełne siatki zakupów,
Wróżenia z ręki, dary i talenty.

Mój język nie bluźni i nie mówię biegle
W aramejskim, w innych narzeczach martwych.
Krzyżyk noszę na piersi i mnie nie pali.

Wypędzam choroby, po tym mnie poznają.
Dwa święte wyrazy: tolerancja i litość.
W ich obronię karzę, gotów jestem zabić.



linki polecane: http://www.literackie.pl/autor.asp?idautora=66&lang=

niedziela, 25 października 2009

i dalej; czy nie dalej? triada Meleckiego


Dalej już nie

Albo krzyżyk albo dwa zera. Bez tego nie ma odzewu.
Wciąż bez hasła. Jakby w bramie bez drzwi, w pustym
Przelocie od tego tam, w to nie dalej niż tu, w tym uniesieniu
Spadku. A zaraz potem chłodne pręty, na takim samym
Poziomie, płaskim wejściu, przez szyby poczty sunący na
Zewnątrz, osobny, rozsypany tłum, a w nim nikogo
Bez celu, każdy uprzednio wiedzący dokąd. Klejony zapas,
Sypki jak mak. Odłożone wszystko, co rwie, upomina,

Każe i rozdziela, na później. Ale później nigdy nie nastaje,
Nie ma miejsca na niezjawione, jest tylko owe kiedyś,
A w nim odsiew drzazg, krztuszenie wiatru, strzepnięty popiół.
Przemyt cienia nie zostawił osadu, przełamał krawężnik,
Pociągnął za sobą innych. Teraz na kliszy liczne zadrapania
I rysy. Znajdziesz w nich mój pamięciowy portret,
Identyfikacja resztek gestów i kropel ślin powinna być
Krótka jak odpoczynek. I jeszcze pora, bezoka, i jeszcze droga
Wijąca się coraz zwięźlej, nie prowadząca nawet w dół.

Dno przywiera do spodu każdego śladu. Dzień jest bezdenną
Niecką, plamką na okularze, pokryty innymi, zapadły w niej.
W nierównym ściegu mżyści ludzie. Głucho i na odległość,
Każdy dobry i każdemu nie dość. Pozostać więc, ale gdzie przed
Tym uciec? Mieć zawsze schowki, odnajdywać przestronne
Korytarze, zwijać się w grymasie i machać przez odjeżdżającą
Szybę, zawiązywać i przecinać supły, wyczuwać na języku grudki.
Tylko po co, na co? Tylko gdzie jest to dalej, za jakim
Zakrętem przyczajone czeka, grając w chowanego na pustyni,
W jakim rozwarciu i skurczu poziomów lub pionów pomyka?

Urna mgnienia, bo dalej już nie. Gardy prześwitują. Dookolny
Nadmiar niczego. Mętlik pustki. Ci, co wyszli, ożywają
Dopiero w aptekach. Doszli, wydali, pobrali, zapakowali,
I teraz już muszą koniecznie wracać. Rzedną jak mgła, przechodzą
Po omacku w siwą noc, i zsiniali zamieszkują w murze,
Na półpiętrze. W tej luce jesteś kulą w płocie.
W tym wytrąceniu jesteś spudłowanym promieniem. Odstawiony,
Przyległy. Niczego nie trzeba już nam dowieść, bo nie widzimy się
Gdzie indziej, tylko zawsze tu, w rzucie i skrócie perspektywy prostych
Kątów, zawsze tak, kiedy przechodzisz i nie zmieniasz położenia.



Nic dalej

Zupełne zatonięcie, zanurzenie płytkie, ledwo wystające
Kończyny, ledwo odsłonięte członki i wszystko, co jest
Na rzekomo swoim miejscu, wilgotnieje i przechodzi w inną
Postać. W dotyku nie ma suchości, choć mokro nie robi się
Od razu, nie zostaje przy tym żadna cząstka,
Która przebić by mogła drewnianą nogę czy blat swoim
Biciem, jest sucho tylko na zewnątrz, gdzie zwija się

Worek po cemencie, w rogu podwórka liszaj na odstającym płacie
Tynku. Rozkład ciepłem, poczucie jak odpadek,
Ogryziona ze światła kość. Więc nie wracać, bo co dalej.
Więc stać jak na rozdrożu, obok kogoś, obok strzępu,
A jednak w oddaleniu przymkniętej powieki, słysząc niby
Wyraźnie wzbierającą strugę, w nie oddzieleniu, przez poniekąd
Zostać i zawsze odchodzić, tu, na skwerze, wyleniałym rombie

Trawy, w tym spłaszczeniu, nie skupionym stanie, przechodnim
Pomruku, mrowiejącym szpiku i zdrewniałym okrążeniu
Budynków, nie domów, wśród szumów połkniętych łusek
I szelestu cieni, gdzie nic nie osiąga szczytu, w zapadnięciu,
Opadnięciu, odchodząc bez styku, w naderwanym zamiarze
Pozostania, na żaden przypadek nie mając zdania. Opuszczony przez
Piorun dół - tak, tam się znaleźć, aż do nastania ustania, w migotaniu

Przedsionka i nerwowym ruchu, tak, teraz, wtedy i kiedyś, by dalej
Już tylko potem i zaraz. Zawsze później, zawsze nie teraz, może
Kiedy indziej, byle nie tak, jak chce ktoś inny, od razu i
Natychmiast. Katarynka, bębny i trąbka. Skrzek i skrzyp.
Spiłowane dźwięki, odbite daty, idylla pocztowego znaczka,
Weselna karta z życzeniami, melodyjka weselnego marsza. A potem
Zabłąkana pustynia, ćma na białej ścianie, i potem ociemniała ściana.



A jednak dalej

A potem biała postać, drewniany pasek jakby szosy, pod
Językiem cierpki smak mgły, niebo od tego jak sadza,
Dziury we wszystkim, co tylko patrzy krótko, w tym tylko,
W tym rowie, pełnym odpadków, zszarzałym jak
Wyleniała w nim trawa, aż po horyzont, którego nie ma
Tu, i po nim jedynie trzask jak ze złamanego patyka.
Wybłysk nie ma oczu, ludzie rozproszeni po wietrznych

Kątach, skupieni na sobie w tym odchodzeniu na stałe, niemal
Na wprost linii strzału, który już zmierza do miejsca,
Gdzie zostanie oddany. Więc potem jeszcze przeładunek,
Zagubiona zamieć, rejestracja drgań. Prawie bezludnie,
Choć niekiedy jak ość w tłumie, przelotem, w stałym
Zawężeniu, przełykiem ścieżki aż do niecki parku, a tam
Już proch ściany, sznury między żerdziami, wiatr wzniecający

Płomyk na włosach. W tę czy we w tę? Jakiż traf, skoro
Ziemi tyle samo, co w ustach, pod paznokciami. Głos
Bez postaci, a postać wciąż biała, jakby z knebla głośnika,
Słyszalna o migot dali, o zesztywniałych ruchach,
Między szyną z przodu i kłodą z boku, zwinięta jak gromkie
Pęto, poza murem, lecz z murem z tyłu, z namacalną
Potylicą, zawiązana workiem, dzięki czemu supeł cienia
Zatrzymany na tafli, brodzi. Bez tego, rysopis niepełny,

Rysopis ułomny, i bez śladu. I kolejna próba małej nocy,
W garstce odbitych ech, uległych wypatrzeniu płaskich den,
W jej przejściu bez kroku, gdzieś nieopodal, tam, na pagórku,
Gdzie wbity oścień tutejszego zaginięcia o kimś słuchu,
Bez odzewu, w tym zwidzie, jasnym i kończącym się
Zerwaną zawleczką drogi, nie rozpoznane, nie wskazane
Węgło, za którym i tak nic, lecz zawsze ruchomo obecne,
Nośnie przyległe, węgło tego rowu, proste jak mur, na którym on.




linki polecane: http://www.literackie.pl/utwory.asp?idautora=48&idtekstu=1214&lang=, http://www.biuroliterackie.pl/przystan/przystan.php?site=100&kto=melecki

na dobry początek - Tomasz Hrynacz i 'Serdecznie' z 'Praskiego raju'. READ!


Serdecznie


Nie dzwoń, nie pisz,
nie pukaj. Dziś mnie nie
zastaniesz.

Nigdzie
jestem i we mnie mnie nie
ma ani nikogo, kogo mógłbym nazwać
sobą.

Najpierw był bałagan. Później
chaos, a teraz zamęt.
Ogromnieje i rozlewa się. Aby przerazić,
porazić.

I kiedy lewy brzeg podpłynie, a
prawy się zatrzyma, wówczas stary
pan Bóg wystawi palec i wskaże
odmęt.



linki polecone: http://www.hrynacz.webpark.pl/, http://www.literackie.pl/autor.asp?idautora=92&lang=